Dziś nie będzie zbyt odkrywczo, przynajmniej dla tych co mają trochę gier za sobą. O mechanikach bowiem napisano już w internecie wiele (wystarczy zadać wujkowi Google pytanie „mechanika gier planszowych”) np.:
- http://gryplanszowe.wikia.com/wiki/Mechaniki
- http://www.swiatgierplanszowych.pl/mechaniki.html
- http://dicelandblog.pl/mechaniki-gier/
- a najpełniejszym źródłem wiedzy i tak jest portal BoardGameGeek.com.
Ja przedstawię tylko kilka z nich, tych najczęściej spotykanych, tych, których wstyd nie znać, tych, które są wykorzystywane przez gry omawiane przeze mnie na warsztatach ;) i posłużę się najprostszymi przykładami.
WORKER PLACEMENT
Kiedy myślę o mechanice w grach planszowych, od razu narzuca się worker placement, czyli ustawianie robotników. Trudno wskazać konkretną datę narodzin i konkretną grę, która implementuje tę mechanikę jako pierwsza. Z tych bardziej znanych to Calyus (2005), Agricola (2007), Stone Age (2008), a jeśli chodzi o naszą rodzimą „manufakturę” to godną polecenia grą jest Magnum Sal (2010). Z tych mniej znanych obecnie BGG oficjalnie podaje Keydom (1998), ale gdy zapuścimy wyszukiwarkę natkniemy się na Silverton z 1991 roku (który jednak nie zawiera w sobie wszystkich elementów tej mechaniki) a nawet na grę z 1977 roku: After the Holocaust.
Cechą charakterystyczną mechaniki worker placement jest wybieranie przez graczy (pojedynczo i z zachowaniem kolejności) po jednej akcji z określonej i wspólnej puli. Najczęściej odbywa się to poprzez umieszczenie na planszy w odpowiednim miejscu swojego robotnika (może to być drewniany ludzik, czyli meeple, albo po prostu zwykły dysk). Robotnik ów blokuje tę akcję, tzn., staje się ona niedostępna dla innych graczy. Umożliwia to pewnego rodzaju interakcję, wymusza planowanie i obserwację poczynań pozostałych uczestników rozgrywki.
W tę mechanikę wyposażone są zazwyczaj gry trochę bardziej skomplikowane (choć to oczywiście pojęcie relatywne, niemniej zwykle nie tłumaczy się zasad w 5 minut i nie gra w dwa kwadransy). Ale udało mi się wymyślić kilka przykładów nieco prostszych gier np. Letnisko, Holmes: Sherlock & Mycroft oraz Owocowe opowieści
Jesteśmy zwierzątkami w pięknym, kolorowym lesie i bardzo chce nam się pić. W tym celu będziemy zbierać owoce (set collection – patrz niżej) odwiedzając jego mieszkańców i robić z nich soczki. W swoim ruchu gracz przemieszcza swojego zwierzaczka na nową lokację (początkowo jest ich sześć, ale będą się one zmieniały w trakcie gry) i wykonuje akcję opisaną na karcie (lokacji) LUB robi soczek poprzez odrzucenie wymaganych (przedstawionych na karcie lokacji) kart owoców. Zdobywa wtedy kartę tej lokacji, a na stół trafia kolejna karta z talii (jeśli jest to nowa karta to tworzy nowy stos, w przeciwnym przypadku uzupełnia stos już istniejący). Celem jest zrobienie określonej liczby soków (w zależności od liczby graczy 3/4/5).
Mechanika worker placement w tej grze nie jest nie jest do końca typowa, bo akcje w czystym worker placement powinny być limit0wane. Tutaj jest to tylko namiastka – gdy stajemy na karcie zajętej przez innych graczy musimy każdemu z obecnych zapłacić, tj. przekazać wybraną kartę owocu z ręki.
Recenzja na stronie GamesFanatic.pl
SET COLLECTION
To zbieranie różnych zestawów kart – np. takie jak te, które mamy w wyżej wspomnianych Owocowych opowieściach. Kompletujemy na ręku karty owoców po to, by udać się do jakiejś lokacji i je odrzucić w zamian uzyskując soczek.
Set Collection dla odmiany występuje najczęściej w prostych grach. Warto w tym miejscu wpomnieć o grze, z którą set collection zawsze się kojarzy, a jest to gra… Set. Każda karta ma cztery cechy: kształt, kolor, liczbę elementów oraz wypełnienie. W skrócie: wśród wyłożonych na stole kart (w prostokącie 4×3 sukcesywnie uzupełnianym w miarę zabierania kart) wszyscy w tym samym czasie szukamy setów a kto ich więcej zbierze, ten wygrywa. Ów tytułowy set to trzy karty, w których każda z czterech cech albo będzie taka sama na wszystkich trzech kartach, albo różna. Jeśli dwie spośród tych trzech kart będą miały choć jedną wspólną cechę której nie będą dzieliły z trzecią kartą (np. mamy dwie fioletowe karty a trzecia jest czerwona) to takie trzy karty nie są setem.
DECK BUILDING
To mechanika gier karcianych polegająca na rozbudowie talii – swojej talii. Grą, która wprowadziła tę mechanikę jest Dominion Donalda X. Vaccarino. W typowym deck buildingu gracz posiada swój własny deck (talię), discard (stos kart odrzuconych), rękę (czyli karty, które aktualnie pociągnął z talii) oraz stół (karty zagrane podczas tury). Początkowa talia startowa jest dość słaba – w trakcie rozgrywki gracze „kupują” (czasem mamy karty, które są walutą, a czasem jest to jeden z atrybutów karty) z dostępnej puli mocniejsze karty rozbudowując w ten sposób swoją talię.
Oczywiście rozbudowa talii nie jest celem sama w sobie – chodzi w niej o pozyskiwanie takich kart, które w pewnym momencie przyniosą nam upragnione zwycięstwo – bądź przez gromadzenie PZ samych w sobie, bądź przez umożliwienie w trakcie rozgrywki takich zagrań, które te punkty nam przyniosą albo odejmą przeciwnikowi (np. powodując wyczerpanie się ich do zera a przez to nasze zwycięstwo). Umiejętna rozbudowa talii jest kluczem do zwycięstwa.
Deck building powstał w 2008 roku (w tym roku wypuszczony został na rynek Dominion). W Dominionie mamy karty skarbu (walutę, za którą kupujemy nowe karty), karty akcji (zagrywając kartę na stół wykonujemy efekt do niej przypisany) oraz karty zwycięstwa (które nic nie robią, a jedynie na koniec gry zapewniają punkty zwycięstwa). W swojej turze możemy zagrać jedną kartę akcji a następnie możemy dokonać jednego zakupu tzn. zagrać tyle kart skarbu ile chcemy i za sumę tak uzyskaną nabyć z ogólnych zasobów jedną kartę (kartę akcji, kartę skarbu lub kartę zwycięstwa). Kart zwycięstwa nie zagrywamy – one, będąc obecne w naszej talii, na koniec gry przyniosą nam punkty zwycięstwa, ale w trakcie rozgrywki jedynie zapychają nam rękę (bo każdy otrzymuje tylko 5 kart na rękę i naprawdę nie jest to miłe gdy w tej piątce trafią się karty, które de facto nic nie robią).
Po więcej informacji zapraszam do przeczytania mojej recenzji na GamesFanatic.pl
Dziś istnieje wiele wariantów deck buildingu, a nawet mamy odmiany tej mechaniki operujące na innych zasobach niż karty. Przykładem może być dice building, w którym operujemy na kościach (np. w Kowalach Losu upgrade’ujemy swoje kostki, ale możemy też jak w Dice Masters rozbudowywać swoją pulę kości). Bag building, czyli rozbudowa woreczka – np. w grze Orlean, zdobywamy kolejne różnokolorowe kostki, które zasilają naszą pulę kostek (znajdującą się w woreczku), z której wyciągamy kostki w sposób losowy i umieszczamy je na planszy by dla nas „pracowały”.
DRAFT
To mechanika rozdzielająca – najczęściej na początku rundy – zasoby jakimi zazwyczaj są karty, ale równie dobrze mogą to być kafelki (w grach z mechaniką tile placement) albo kostki (zazwyczaj łączone z dice placement i/lub dice manipulation). Gracz otrzymuje pewną pulę kart, wybiera jedną z nich, zostawia ją sobie (lub od razu zagrywa – to już zależy od reguł gry) a pozostałe karty przekazuje osobie po lewej bądź prawej stronie. Z kolejną, tak uszczuploną pulą kart robi to samo. I tak aż do końca, do momentu gdy otrzyma ostatnią (choć czasem bywa, że więcej np. dwie) kartę.
Ta mechanika zrodziła się z potrzeby okiełznania losowości. Każdy, kto kiedykolwiek grał w karty talią 52 kart doskonale zna powiedzenie, że karta idzie lub nie. Wynik pojedynczego rozdania w dużej mierze zależy od tego, co się dostanie na rękę. Do tego stopnia, że stosuje się mechanizmy zabezpieczające przez wyjątkowym pechem np. cztery dziewiątki na ręku (w tysiącu) oznaczają karty w tas, czyli powtórkę rozdania. Draft ograniczą tę losowość, gdyż z każdej ręki gracz wybiera sobie kartę taką, którą uważa za najlepszą.
Najbardziej znaną grą opartą o tę mechanikę jest 7 cudów świata. Ale ja przedstawię trzy inne:
Gra trwa 3 rundy (dni) podzielone na trzy pory: poranek (rozdanie kart), popołudnie (budowa drzewa) i wieczór (punktacja). Rankiem gracze otrzymują po 6 kart. W fazie budowy wybierają jedną z nich kładąc ją przed sobą rewersem ku górze a resztę przekazuje graczowi po lewej. Następnie wszyscy odkrywają swoją kartę i dokładają do drzewka, w/g ustalonych zasad, przy czym dwie główne to:
1. karta musi przylegać do innej karty o tym samym kolorze (chyba, że w drzewie nie ma takiego koloru)
2. należy budować tak, by drzewo się nie przewróciło (tzn. jeśli środek ciężkości jest z lewej strony, to musimy budować po środku lub z prawej).
Procedura ta jest powtarzana znowu z talią 5, potem 4 kart i tak dalej, aż do talii 2 kart – z których jedną kartę wybudują a drugą odrzucą.
W fazie punktowania gracze wpływają na karty kolorów (każdy z graczy może zmienić punktowanie wybranego koloru z 1 PZ na 2PZ lub 0PZ) a następnie sumują zdobyte punkty.
Bliżej zapoznać się z tym tytułem można tutaj albo tutaj.
Jak pisałam – obiektem draftowania nie muszą być wcale karty. W tej grze draftujemy… figurki dinozaurów umieszczając je po wyborze na naszej planszetce w/g określonych zasad. Mamy tu nieco losowości, bowiem obszar gry, w którym możemy dinozaura postawić determinuje rzut kostką. Mamy też jednak sporo decyzyjności, bo obszar ten zawsze zawiera trzy pola, a nadto co jakiś czas (będąc graczem aktywnym) nie jesteśmy ograniczeni przez kostkę. W grze chodzi o to, by w sprytny sposób umieszczone dinozaury zapunktowały – np. za pary, za liczbę w danej grupie, za przewagę względem innych graczy etc.
Więcej informacji znajdziesz na GamesFanatic.pl – naprawdę polecam zapoznać się z tym tytułem.
To opowieść od budowie Warszawy. Podczas 6 rund będziemy dokładać (płacąc odpowiedni koszt) kafelki do naszej dzielnicy (wykorzystując opisaną wcześniej mechanikę draftu) tworząc obszary mieszkalne, handlowe, parki, fabryki, budynki kulturalne a także za stacje metra oraz budynki specjalne. Po każdej epoce następuje konfrontacja graczy i rozstrzygnięcie, kto z nich otrzyma tzw. kamień milowy (czyli bonusową płytkę) oraz dochód w postaci punktów zwycięstwa, które zaznaczamy na planszy uroczymi syrenkami – tu punktują nam czerwone obszary mieszkalne, największy park, kultura oraz metro – oraz zarobek w postaci pieniędzy generowanych przez obszary handlowe i fabryki.
Uwaga! Po trzeciej i czwartej epoce będziemy też rozpatrywać I i II Wojnę Światową a to oznacza zburzenie jednego / dwóch kafelków naszej dzielnicy.
Po więcej informacji na temat gry zajrzyj na GamesFanatic.pl
JA DZIELĘ – TY WYBIERASZ
Mechanika draftu ma za zadanie ograniczyć losowość (np. w rozdawaniu kart). Podobną rolę spełnia mechanika Ja dzielę – Ty wybierasz. To mechanika, która występuje zawsze – podobnie jak draft – jako dodatkowa mechanika podziału zasobów. Nie ogranicza ona stricte losowości, ale dzięki niej zasoby, które będą gracze pozyskiwać będą mniej więcej podobnej wartości. Dlaczego?
Najlepiej widać to na przykładzie gier dwuosobowych – jeśli ja podzielę zbiór na dwie części, ale to ty będziesz wybierał pierwszy, to naturalne jest, że podzielę go tak, by obie części miały mniej więcej tę samą wartość. Bo jeśli będzie inaczej to mogę się nieprzyjemnie zaskoczyć gdy przeciwnik dokona takiego wyboru, że dla mnie zostanie ta część mało wartościowa.
Co prawda grać można aż w 6 osób, niemniej widać tę mechanikę bardzo wyraźnie. Gracz aktywny dokonuje podziału „pizzy” (złożonej z kafelków) – ale on będzie wybierał jako ostatni. Więcej o tej grze przeczytasz tutaj.
To niewielka, krótka i prosta w zasadach gra o zdobywaniu ryb do swojego akwarium. Oparta na w/w mechanice (gracze najpierw dokonują podziału kolejnych części zbioru, a następnie w tej samej kolejności dokonują wyboru przygotowanych zbiorów). Lekka modyfikacja tej mechaniki, bo każdy z graczy dokłada swoją cegiełkę do tego podziału, niemniej istota pozostaje bez zmian – jeśli podzielę nierówno, to niemal w 100% będzie pewne, że trafi do mnie ten najmniej ciekawy zbiór.
TILE PLACEMENT
Jak sama nazwa wskazuje, chodzi tu o układanie kafelków. Zazwyczaj w jakiś określony sposób. Często wymagane jest aby kafelki „pasowały” do siebie np. stykały się bokami o określonym kolorze. Najbardziej znaną grą tego typu chyba jest Carcassonne, w której budujemy teren – pastwiska, miasta, klasztory, drogi. Nie można położyć kafelka tak, by droga nagle się ucinała, albo miasto stykało się z polem. Tu wszystkie boki muszą do siebie pasować. Ale równie dobrze może to być układanie kafeków w sposób dowolny, a to jak je ułożysz determinuje ile zyskasz punktów. Tak jest w przytoczonym wcześniej Capitalu.
To kolejny przykład tile placement. Celem gry jest uzyskanie jak najliczniejszego zamkniętego pastwiska owiec własnego koloru. Dokładanie kafelków wymaga dopasowania – nie możemy dołożyć niebieskich owiec do czerwonych, ani lasu do wioski. W tym aspekcie przypomina Carcassonne. Każdy gracz wybiera lub losuje kolor owiec i na początku gry trzyma tę informację w tajemnicy. Zwłaszcza w grze w 2 i 3 osoby ma to duże znaczenie, bo wtedy występują owce „niczyje”. Może jednak ujawnić w dowolnym momencie rozgrywki swój kolor otrzymując dodatkowy ruch i kafelek z własnymi owcami. W grze występują też tytułowe wilki oraz neutralizujący je myśliwi. Gdy w lesie znajdzie się wilk – las taki przestaje być bezpieczny i pastwiska ograniczone choćby z jednej strony takim lasem przestaje się uznawać za zamknięte. Można jednak na taki kafelek wilka położyć kafelek myśliwego, albo antycypując – w czystym (tzn. bez wilków) lesie umieścić kafelek myśliwego zabezpieczając w ten sposób las przed pojawieniem się wilków.
DICE ROLLING
W sumie dość szerokie pojęcie i występuje zwykle w parze z inną mechaniką dotyczącą kostek. Podobnie jak kafelki, które zwykle służą do układania, tak kostki zazwyczaj służą do rzucania :) (z pewnymi wyjątkami np. Unita, gdzie kostki to armie, albo Pretor, gdzie kostki są naszymi robotnikami a oczka na nich to ich wiek). Rzucamy więc kostkami aby otrzymać wynik – czy to po to, aby się ruszyć (spin & move), czy po to by gdzieś ją położyć na planszy (dice placement – odmiana worker placement), czy też po to, by zwyczajnie za coś zapłacić określoną liczbą oczek a czasem też po to, by kolekcjonować wyniki (np. łącznie z mechaniką press you luck).
Yahtzee (czyli po prostu gra w kości)
To klasyczny przykład tej mechaniki. Rzucamy 5 kośćmi w celu uzyskania określonego wyniku / figury: para *), dwie pary, trójka, strit (kolejne wartości), full (2+3), kareta (czwórka), w wariancie 6 kostkowym duży/mały krzyż (4 duże + 2 małe / 4 małe + 2 duże ), piramida (1 duża, 2 średnie, 3 małe lub odwrotnie **)), jedynki, dwójki, trójki ***)… etc.
Zapisujemy liczbę oczek, wygrywa osoba, która zdobędzie ich najwięcej
*) para to dwa takie same wyniki, trójka to trzy takie same (np. dwie szóstki, trzy dwójki) – reszta wyników na kościach się nie liczy
**) małe to 1 lub 2 oczka, średnie to 3 i 4, zaś duże to 5 i 6.
***) zapisujemy liczbę oczek, jaka wypadła na wszystkich jedynkach / dwójkach / trójkach etc. (reszta kości się nie liczy)
ROLL&WRITE
Typ gier zwanych potocznie wykreślankami. Zazwyczaj będą to rzuty kostkami po których następuje wybór wyniki i skreślenie pewnych pól (lub wpisanie w nie owego wyniku) na swojej kartce. Ale nie tylko – równie dobrze możemy ciągnąć karty bądź wykonywać inne czynności – byle efekt potem nanieść na kartkę papieru.
Moimi ulubionymi Roll&write są gry z rodziny Rzuć na tacę. Ale opiszę Criss Cross Reinera Knizi, jest bowiem o wiele prostrza. Rzucamy dwoma kostkami a następnie wynik wykreślamy (jak kostkę domina) na naszej kartce. W skrócie chodzi o to, by na koniec gry w naszym arkuszu było jak najwięcej sąsiadujących ze sobą tych samych elementów (w pionie lub w poziomie). Mega proste, a daje sporo przyjemności.
SPIN & MOVE
Przykładem który sam się narzuca jest dobrze znany wszystkim chińczyk. Rzucasz kostką (lub kostkami) a następnie decydujesz jakim pionkiem / pionkami będziesz się posuwał – zazwyczaj o taką liczbę oczek, jaką wyrzuciłeś. Decyzji zwykle bywa mało (w porywach do zera jak w Grzybobraniu), niemniej bywają gry ambitniejsze niż chińczyk – choćby Senet, o którym pisałam w poprzednim odcinku.
Grid movement / Point to point movement
To także mechanika rodem z najstarszych, tradycyjnych gier – plansza pokryta jest siatką pól lub posiada punkty połączone liniami – pionki zaś poruszają się bądź w określonych kierunkach (Warcaby, Szachy, Hnefatafl/Tablut), bądź po tychże liniach (Młynek)
PUSH/PRESS YOUR LUCK
Czyli potocznie mówiąc – łut szczęścia lub kuszenie losu. Zazwyczaj operuje na kościach lub kartach. Ciągniemy z talii kartę i decydujemy, czy kończymy tę fazę tury (bo tyle kart ile pociągnęliśmy nam wystarczy) czy też ciągniemy dalej. Pechowy dociąg zazwyczaj psuje nam wszystko (tracimy to co do tej pory wyciągnęliśmy i rozpoczyna się tura następnego gracza), ale dobry dociąg zwiększa nasze szanse na wygraną. Tu zwykle trzeba balansować pomiędzy grą zachowawczą (lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu) a grą ryzykowną, va banque i umieć liczyć prawdopodobieństwo.
Tura gracza polega na rzucaniu kostkami i odkładaniu na bok takich samych wyników (jakie jeszcze nie zostały odłożone).
Aby rzut (tura gracza) nie był „spalony” odłożone kostki muszą na koniec tury zawierać przynajmniej jednego robala a gracz musi mieć możliwość wzięcia ze stołu bądź od innego gracza płytki *). W przypadku spalonego rzutu gracz musi oddać wierzchnią płytkę (o ile taką ma) na stół a płytkę o najwyższej wartości usuwa się z gry.
A tu recenzja Szeherazade na GamesFanatic.pl
*) Zabranie płytki:
Ze stołu bierzemy płytkę o takiej lub mniejszej wartości jak odłożone kostki
Od innego gracza: wierzchnia płytka musi mieć dokładnie tę samą wartość co nasze kostki.
Tura gracza poleka na rzucaniu trzema kostkami. Możliwe sa trzy wyniki:
Mózg (zjadasz mózg swojej ofiary) – odłóż kostkę na lewo
Strzał (ofiara ci „oddała”) – odłóż kostkę na prawo
Stopki (ofiara uciekła) – możesz tę kostkę przerzucić ale dociągasz do trzech kostek.
Trzy wyrzucone strzały oznaczają utratę kolejki. To ty decydujesz kiedy przestajesz rzucać i zapisujesz uzyskane punkty (czyli sumę wyrzuconych mózgów) – chyba, że straciłeś właśnie kolejkę. Gra się do 21 punktów.
Recenzja w Kostkarni
Jeśli chcesz kolejnego przykładu – tym razem gry karcianej – zajrzyj tu i przeczytaj recenzję Portu Royal
AUCTION / BIDDING
Typowym, klasycznym przykładem licytacji jest Poker. TEN Poker, czyli osławiona gra hazardowa. A mechanizm jest bardzo prosty. Gracz zgłasza swoją ofertę – następny albo ją przebija, czyli decyduje się dać (zapłacić) więcej za licytowany towar/przywilej, albo pasuje czyli wycofuje się z gry. W pokerze licytacja kończy się sprawdzeniem, czyli uzupełnieniem puli bez przebijania, lecz w licytacji wykorzystywanej w grach planszowych zwycięzcą licytacji jest zazwyczaj gracz, który da najwięcej (a wiec pozostali spasują).
Odmianą licytacji typu pokerowego jest licytacja „w ciemno”, która polega na przygotowaniu sobie przez wszystkich graczy w tym samym czasie, i w tajemnicy pewnej propozycji a następnie – na hasło – jednoczesnym ujawnieniu jej. W zależności od wyniku podejmuje się pewne akcje – najbardziej klasyczna wersja to że zwycięzcą zostaje osoba, która „dała” najwięcej – ale czasem np. bywa tak, że takie same wyniki się znoszą i wygrywa osoba, która dała najwięcej spośród pojedynczych wyników. To tylko przykład, modyfikacji w tym wariancie licytacji może być naprawdę sporo, aż do tego stopnia, że to w ogóle przestaje wyglądać na licytację.
Każdy gracz ma cztery karty: trzy róże i jedną czaszkę. Pojedyncza rozgrywka składa się z trzech faz:
- Gracze po kolei wykładają po jednej, wybranej karcie przed sobą (jeśli jest ich więcej to układają je w stos) rewersem ku górze. Faza ta trwa do momentu, gdy któryś z graczy postanowi rozpocząć licytację
- Licytacja – rozpoczynając licytację gracz oznajmia ile zdoła odkryć róż nie napotykając czaszki (zaczynając od siebie). Jak widać licytację można rozpocząć dopiero wtedy, gdy każdy z graczy zagrał co najmniej jedną kartę. Kolejny gracz może spasować lub przebić, czyli zadeklarować, że odsłoni więcej róż.
- Gracz, który wygrał licytację (wszyscy pozostali gracze spasowali) rozpoczyna odsłanianie kart – najpierw odsłania swoje karty (dopóki stos się nie wyczerpie) a następnie przechodzi do odsłaniania kart innych graczy (zawsze odsłaniając wierzchnią kartę) aż do momentu gdy odsłoni zadeklarowaną liczbę róż (wygrywa to rozdanie) lub czaszkę (przegrywa je – musi wtedy losowo odrzucić poza grę – nie ujawniając jej wartości – jedną ze swoich kart).
A tu parę słów o Gringo (starsza wersja Skulla)
I kolejna recenzja tym razem na GamesFanatic.pl
TRICK TAKING
Zbieranie lew. Poczynając od pierwszego gracza – wykładamy na stół po jednej karcie. Karty zazwyczaj mają takie atrybuty jak kolor i wartość. I zazwyczaj obowiązuje dokładanie do koloru, ale nie musi być obowiązku przebijania tj. położenia (o ile się posiada) starszej karty. Często spotykamy się tu z terminem atu – jest to kolor, który bije wszystko, najczęściej można go użyć dopiero wtedy, gdy nie ma się na ręku wymaganego koloru. Trick taking posiada wiele różnych odmian a typowym przykładem są gry zwykłą talią kart począwszy od Tysiąca (talia 24 kart) a skończywszy na Brydżu (dwie talie 52 kart)
STORY TELLING
To już mechanika z pogranicza. Zwykle występuje w grach, które nie są typowymi grami – bywa, że są określone warunki zwycięstwa, lecz chodzi w nich głównie o dobrą zabawę, którą ma generować opowiadanie mniej lub bardziej zabawnych historii. Przykładami takich gier są:
Story cubes
To kostki z ilustracjami. Możliwe są różne warianty gry, ale z grubsza chodzi o to samo – rzucamy kostkami, wybieramy jedna z nich i zaczynamy bądź kontynuujemy (jeśli jest to już kolejna kostka) opowieść. Nie chodzi tu o zwycięstwo, lecz o kreatywność i pracę wyobraźni. O najpiękniejszą / najzabawniejszą / najbardziej spójną (niepotrzebne skreślić) historię.
Once upon a time (Dawno, dawno temu…)
Gracz ma za zadanie opowiadając historię pozbyć się wszystkich kart z ręki. Zagrywając kartę (np. przedmiotu lub osoby) musi umiejętnie wpleść ją w swoją opowieść i tak ją poprowadzić, by na koniec mógł zagrać kartę zakończenia (każdy gracz posiada jedną taką kartę z unikalnym tekstem). Oczywiście musi być obecny mechanizm przejmowania historii (w przeciwnym przypadku gracz rozpoczynałby, kontynuował i kończył) – a są nimi specjalne karty, które można rzucić na stół by przejąć cudzą historię (i kontynuować już jako własną, z własnymi kartami). Można też po prostu uważnie słuchać historii i jeśli zauważymy, że jesteśmy w posiadaniu karty zbieżnej z opowieścią (np. mamy przedmiot, który został wspomniany przez opowiadającego) to możemy ją zagrać i w ten sposób przejąć opowieść. Liczy się refleks.
KOOPERACJA
Zwykle pod pojęciem gry ukrywa się rywalizacja. Ktoś z nas jest zwycięzcą, ktoś przegranym. Pierwsze gry były grami dwuosobowymi i dokładnie na tym polegały – pokonać przeciwnika. Grywano też drużynowo i to zapewne z takich drużynowych gier wyewoluowały gry kooperacyjne, w których zmagamy się jako drużyna z grą i albo wszyscy przegrywamy, albo wszyscy wygrywamy.
Straszny dwór
Gracze wcielają się w postaci poruszające się po planszy. Tura gracza to rzut kostką i dołożenie ducha w odpowiednie (wskazane przez kolor kostki) miejsce, a następnie ruch postacią w celu zdjęcia duchów z pola. Duchy zdejmujemy z pola, gdy jakaś postać na to pole wejdzie – wyjątek stanowią trzy (lub więcej) duchy na jednym polu – staje się ono niedostępne dla postaci. Gracze wygrywają gdy opróżnią planszę z wszystkich duchów lub zapieczętują 4 anioły *). Przegrywają, gdy zabraknie duchów do dołożenia na planszę.
*) Zapieczętowanie anioła to położenie klucza na jego polu – klucz ten wolno położyć na polu z aniołem tylko wtedy gdy wejdzie nań dwóch graczy.
Odmianą gry kooperacyjnej jest kooperacja ze zdrajcą. Drużyna zmaga się z grą, lecz między nami jest ktoś, kto wygra, jeśli drużyna przegra. Jego tożsamość zazwyczaj (przynajmniej do pewnego momentu) nie jest znana. Udaje on przyjaciela, członka zespołu, ale stara się w niezauważalny sposób pokrzyżować jego plany na zwycięstwo. Przykładem takiej gry może być Resistance (recenzja na blogu Niedzielni Gracze)