RSS
 

Archiwum kategorii ‘Powrót do przeszłości’

Rarytasy pierwszej klasy, czyli powrót do przeszłości cz.2

28 maj

samorobki_dsc_0960Czarna Maska

Tej gry nie powstydziłby się Reiner Knizia. Ale nie dlatego, że taka dobra (zresztą – Reinerowi też zdarzają się lepsze i gorsze tytuły) – klimat tej gry jest tak szyty grubymi nićmi, że może to być tylko ścieg by Knizia ;)

Założenie klimatyczne jest takie: mamy bohatera, który ucieka z niewoli, przeżywa 10 przygód, ale nie wiemy kim on jest, a dowiemy się na koniec – pod tytułową maską ukrywa się ten, komu uda się wygrać najwięcej przygód. Mechanika zaś to skrzyżowanie licytacji z wirtualnym worker placement. Nie ma typowej licytacji ale wygrywa (starcie / licytację / poziom /cechę / kolor / wpisać co komu wygodnie) ten, kto da najwięcej. Nie ma typowego worker placement, bo właściwie nie mamy nic poza punktami, które musimy wydać na licytację – to te punkty dla nas „pracują” – przesądzą o wygranej lub przegranej.

Właściwie równie dobrze mogłaby to być gra na temat wypasania bydła albo budowania katedry. Bo co tak naprawdę dostajemy? 10 licytacji, każda po 5 cech (z czego w każdej licytacji używane są tylko trzy ) i 50 punktów do wydania na całą grę. Ach, zapomniałabym – każdy z graczy ma inne ograniczenia w maksymalnych wartościach poszczególnych cech. I to jest jedyny ciekawy element tej gry.

samorobki_dsc_0961Monstrum

Jak głosi instrukcja – najprostsza gra fantastyczna. Chodzimy po labiryncie, musimy wykonać zadanie, przy okazji trzeba będzie natłuc się potworów a pomogą nam w tym czary i artefakty. Taka sobie uproszczona wersja np. Dungeoneer czy też inszej pozycji o lochach i potworach. Jedna cecha (siła – choć chyba lepiej byłoby nazwać ją żywotnością, bo nijak ma się do wyniku walki), jedno zadanie do wykonania, żadnych skomplikowanych zapadni, pułapek, systemów walki – ale wygląda ciekawie i może to być dobry wstęp dla niewtajemniczonych (w każdym razie ja nie czuję się wtajemniczona jeśli chodzi o ten typ gier i mam zamiar w niedalekiej przyszłości zająć się odgrzebywaniem sentymentów w tej postaci)

samorobki_dsc_0014Władca Podziemi

Taki tytuł nosiła gra kooperacyjna, która ukazała się w Razem w 1984 roku – jako wprowadzenie do gier RPG. Część pierwsza budową labiryntu i losowaniem kart (walki /niespodzianki) bardziej przypominała planszówkę, jednak sposób prowadzenia rozgrywki (kooperacja, budowanie postaci) ciążył ku RPG. W drugiej części Jacek Ciesielski wprowadza już pojęcie Mistrza Gry i podpowiada jak z pierwotnego Władcy Podziemi zrobić grę fabularną. Ciekawa pozycja – tylko dlaczego te ilustracje postaci są takie fatalne?

samorobki_dsc_0962Dreszcz

I na koniec perełka – kto pamięta grę paragrafową „Dreszcz”? W dzieciństwie spędzałam nad nią długie godziny – i były to godziny wypełnione po brzegi świetną zabawą. Jedno mnie tylko doprowadzało do białej gorączki – przekładanie stron i wyszukiwanie paragrafów :) Kiedy pojawiły się komputery marzyłam o tym, żeby ktoś przeniósł tę grę w wirtualny wymiar – jak widać nie tylko ja o tym marzyłam, bo jest dostępna w sieci :) i możecie zakosztować przygody w każdej chwili.

Jednak gra z kartką papieru miała swój niepowtarzalny klimat, którego brak w wirtualnym świecie. Kto będzie rzucał kostką przed monitorem? Kto będzie rysował mapę podziemi? I kto na koniec zdobędzie prawdziwy skarb?

Ja niestety nie grzeszę bujną (ani nawet mniej bujną) fantazją, ale z pomocą kartek z „Razem” któregoś pięknego dnia zabawię się w „Mistrza Gry” i poprowadzę moje dzieci przez podziemia. Ciekawe czy one też odnajdą skarb, który ja odnalazłam, gdy bawiłam się w to 30 lat temu….

 
Możliwość komentowania Rarytasy pierwszej klasy, czyli powrót do przeszłości cz.2 została wyłączona

Kategoria: Powrót do przeszłości, Z notatnika Pingwina

 

Rarytasy pierwszej klasy, czyli powrót do przeszłości – cz.1

25 maj

samorobki_dsc_0970Trzymając się danej na FB obietnicy odkurzę dzisiaj kilka starych tytułów rodem z wycinków prasowych sprzed lat …. powiedzmy delikatnie: wielu :)

Cóż, załączony obok tytuł rarytasem raczej nie jest, ale wylądował w tym miejscu z bardzo prozaicznych przyczyn w genialny sposób oddając ducha swoich czasów. W czasach socjalizmu bowiem wszystko musieliśmy mieć własne. Nie można było sprowadzić czegoś, co już ktoś inny za żelazną kurtyną wymyślił – trzeba było wymyślić rodzimą wersję. Oczywiście przesadzam, akurat Monopol był, a jakże, ale musiały też być rodzime Kokosy….

Osobiście nie znoszę Monopolu – i nigdy go nie znosiłam, ale i tak powiększył moją kolekcję, wyrzucić się przecież nie godzi, zwłaszcza jeśli to kokosy….

samorobki_dsc_0955Posesja

A ten tytuł tylko przypomina Monopol. Jak bardzo się od niego różni świadczy fakt, że stał się dla mnie codzienną rozrywką podczas (nie pamiętam dokładnie których) wakacji. Mamy walutę, za którą kupujemy posesje, musimy też płacić myto naruszając czyjeś dobra – ale na tym podobieństwa się kończą. Nie ma kostek, za to jest talia kart. Musimy zapłacić karę, ale możemy odkupić nieruchomość (a kontrahent ma obowiązek nam ją sprzedać), a do tego wszystkiego przy niekorzystnym układzie kart możemy …. stracić to co już nabyliśmy. W odróżnieniu od Monopolu mamy też wybór – odkupić, czy tylko zapłacić myto, zapłacić przeciwnikowi wysoką cenę za nieruchomość czy też wyłożyć karty, przez które stracimy własną posesję. Na każdym kroku dokonujemy wyboru – ta działka, czy tamta działka. Aż do pierwszego bankructwa, które kończy grę.

Ostatni raz grałam w posesję …. wiele lat temu – być może dzisiaj zupełnie inaczej bym ją oceniła. Jednak Monopolu jak nie lubiłam tak nie lubię, a Posesję wspominam z rozrzewnieniem.

samorobki_dsc_0952Wyspa skarbów

To kolejny tytuł mojego gazetowo zplanszowanego dzieciństwa, tym razem zupełnie odbiegający od klimatów ekonomicznych.. Jest to bowiem …. zawoalowane Cluedo. I choć posiada pewne różnice (nie tylko w temacie gry) to jednak moje pierwsze skojarzenie po latach było właśnie takie.

Mamy skarby i mamy miejsca ich ukrycia. Chowamy jeden skarb w jednym z miejsc. Zadaniem graczy jest odgadnięcie co i gdzie jest ukryte. Prawda, że Cluedo? Tylko w dwóch (a nie trzech) wymiarach. Kolejną różnicą jest też to, że zadając pytanie otrzymujemy odpowiedź NIE / NIE WIEM zamiast pokazania karty / spasowania i musimy ją zapamiętać (pomagają nam w tym stawiane w odpowiedni sposób pionki na planszy) a nie zapisać. Jest różnica, to prawda, ale nie aż taka znowu wielka.

Moje dzieci – jak usłyszały, że gramy dziś w Wyspę skarbów a nie w Cluedo – strzeliły focha. Kolejnego focha strzeliły jak się dowiedziały, że trzeba już iść spać, a nie grać kolejną partię. Znaczy… chyba im się podobało…. ;)

A to dopiero początek…

Były fajne i mniej fajne gry, ale były. I byly regularnie drukowane. Takie skrzyżowanie komercyjnej planszówki z Print&Play. Najgorsze jednak jest to (najgorsze – bo wstyd się przyznać), że nie pamiętam z jakich gazet pochodzą… kołaczą mi się po głowie tytuły, ale strzelać nie będę, bo będzie wstyd jeszcze bardziej. A może czyta to ktoś, kto też pamięta te czasy, albo wręcz pisał o nich / tłumaczył / tworzył te perełki?

Anyway, stay tuned.
[C.d.n.]