Mojemu pokoleniu – a jest to pokolenie ZX Spectrum i zdartych płyt (gramofonowych) – Tolkiena przedstawiać nie trzeba. Co druga osoba przyznaje się – albo do przeczytania, albo przynajmniej do postawienia na półce :) . Ale jak zachęcić dzieci do podróżowania przez Śródziemie? A było to tak…
Pewnego pięknego (a dlaczego był piękny to się zaraz okaże) dnia wyszlismy sobie z domu i podreptaliśmy całą rodziną na Politechnikę. Studiować? Nie. Polibuda to co prawda nasza rodzinna uczelnia, ale dzieci jeszcze za młode, a my już za starzy. Otóż we wrześniu organizowana jest tam ympreza (Ympreza przez duże Y) pt. Kocioł. A cóż można porabiać w kotle? Grać w różnej maści gry bez prądu.
Pierwszą naszą grą jaką wypożyczyliśmy był „Hobbit” Reinera Knizi. A że pana w żółtej koszulce udało się namówić na wspólną grę, to i gra przebiegała sprawnie, ciekawie i po prostu sympatycznie! Rezultat: córka rozpoczęła lekturę Hobbita (tym razem Tolkiena).
Po obowiązkowym maratonie gier familijnych znowu wróciliśmy do Kotłowni, tym razem po „Lord of the Rings: The Confrontation”. Dzięki uprzejmości kolejnego pana w zółtej koszulce moje dzieci poradziły sobie nawet z językiem angielskim. Gra nas tak wciągnęła, że po przyjściu do domu zaczęliśmy przetrząsać Allegro w poszukiwania tej gry – i po dwóch tygodniach już była w domu kupiona za cenne kieszonkowe moich dzieci. W międzyczasie do DVD powędrowała Drużyna Pierścienia, a po przeczytaniu Hobbita córa rozpoczęła lekturę Władcy Pierścieni.
Nadszedł grudzień, dzieci zaczęły pisać listy do Świętego Mikołaja. O co? Ano, np. o nową grę…. jakby Mikołaj był tak dobry to może Hobbita? :)
Mikołaj była tak dobry i Hobbita na gwiazdkę dostały. I dostały jeszcze coś…. Wydawnictwo Bard zorganizowało konkurs, w którym można było wygrać Władę Pierścieni – najnowszą grę planszową. No to napisaliśmy, zatrzymaliśmy sie z nadzieją i … wygraliśmy, a właściwie to wygrały moje dzieci dzieki swojemu niezłomnemu parciu w kierunku Tolkiena.
I jak tu nie kochać Śródziemia?