RSS
 

Archiwum z dnia 16 września 2013

Piwo bezalkoholowe

16 wrz

Ja tak obserwuję i widzę, i cieszy mnie to, że w Polsce tak popularne i lubiane jest …. imprezowanie planszówkowe *)

Kocioł 2013

dsc_0783Ostatnimi czasy (a moze to chodzi nie o czasy ostateczne lecz zwyczajnie o koniec lata? ;) ) mamy tych imprez wysyp. W moim przypadku zaczęło się całkiem niewinnie bo w poprzednich dwóch latach od Kotła na Politechnice. Niestety w tym roku Kocioł został wchłonięty przez Polcon i chyba mu to na dobre nie wyszło. Kociołkowi znaczy. To co pamiętam z ubiegłych lat, to niezliczone ilości zapaleńców w zółtych koszulkach chętnych do wytłuszczania zasad, wspaniały games room, strefa gier familijnych na drugim piętrze, w którym prym wiodły wydawnictwa Granna i Egmont (naprawdę było w czym wybierać), liczne turnieje i parę innych atrakcji o których nie wspomnę, bo ich nie „zaliczyłam” z braku 72 godzinnej doby. W tym roku Egmontu i Granny nie było, a IMHO na tym samym poziomie został z całego Kotła tylko gamesroom, choć w tym roku koszulki były niebieskie i było ich zdecydowanie mniej.

Jeśli się idzie na taką imprezę bez przygotowania (czyt. po rzetelnej lekturze kilku instrukcji gier, w które chce się zagrać) to bardzo ważne jest trafienie na kogoś, kto potrafi zgrabnie wytłumaczyć zasady i pomoże wystartować. W tym roku udało nam się tak zagrać w Small World (serdeczne podziękowania dla pani która nas wprowadziła w grę :)) – i choć jedna gra to za mało, żeby grę ocenić – nie powstrzymam się od komentarza: dla mnie szalenie denerwujące było wpatrywanie sie w planszę z leżącymi żetonami ras i zliczenie punktów po każdej turze. Zdaję sobie sprawę, że kiedy tych ras jest kilkanaście to nie sposób wszystkiego „załatwić” kolorowymi pionkami, tym bardziej, że żetony trzeba odwracać na drugą stronę – jednak dla mnie było to frustrujące, bo wszystkie one wyglądały podobnie.  Mętlik barw i kształtów w głowie. Ale poza tym – gra jest naprawdę warta zachwytów nad nią!

dsc_0789Alcatraz: the scapegoat niestety nie spotkał na swojej drodze niebieskiej koszulki, ale na szczęście instrukcja jest krótka, treściwa i można przez nią przebrnąć nawet mając czworo brykających, zniecierpliwionych dzieci. Ta gra jest genialna! Trochę kooperacyjna, ale też trochę nie (parafrazując Skippera). Lodzio miodzio, panowie. I nawet cena jest przystępna.  Właściwie to na pierwszy rzut oka nie znalazłam wad. Moje prywatne odkrycie roku :-)

W Jaskinię udało nam się zagrać turniejowo. I choć turniej nie był tak okrzyczany i przygotowany jak turnieje na ubiegłorocznym Kotle – nie o tej godzinie co trzeba i nie w tym miejscu co trzeba, i jakbyście się nie uparli, żeby dotrzeć, to nawet nie wiedzielibyście, że przechodzicie obok rozgrywek turniejowych – ale był, był też ktoś, kto nas nauczył grać i zabawa była przednia. Jeśli ktoś myśli tak jak ja myślałam, że Jaskinia jest podobna do K2, to lojalnie informuję, że tak nie jest. Losowość zawarta jest w eksploracji terenu (ciągnięciu kafelków) a nie dsc_0825w pogodzie i doborze kart ruchu (bo takich nie ma). Poza tym jest więcej elementów, które trzeba sobie zaplanować – w K2 planowaliśmy praktycznie tylko trasę i aklimatyzację – w Jaskini trzeba sobie przede wszystkim zaplanować zawartość plecaka – a nie jest to latwe, bo nie wiemy co nas czeka na dole. Złe rozplanowanie prowiantu może nas praktycznie wyeliminować z rozgrywki. Denerwującym mnie elementem było oznaczanie (i liczenie) poziomów, ale sądzę, że to kwestia wprawy. Gdybym nie miała K2 to kupiłabym po tym festiwalu Jaskinię :) Dlaczego K2, skoro te gry się tak różnią? Ano, różnią się, ale klimat jest podobny :)

A w oczekiwaniu na zamknięcie konwentu (tylko do 15-tej!!!! pół niedzieli zmarnowane! ) udało nam się jeszcze namierzyć G3 i zaproponowano nam partyjkę małe foto safari. I wiecie co?  Jak się ma dzieci 10 lat i młodsze, to jest to naprawdę fajny przerywnik.

Festiwal Gier i Zabaw „LOTTO Radość Wygrywania”

dsc_0808Nie można sobie wyobrazić lepszego dnia na planszówki w plenerze jak ostatni weekend wakacji. To zupełnie innego typu impreza – fura namiotów, w każdym jedna kopia gry (albo czegoś innego, np. bolida czy komputera) – jak się dopchniesz w odpowiednim momencie to usiądziesz i zagrasz. A jak nie – to możesz popatrzeć, albo poszukać innego stoiska. Nadaje się dla gości o niesprecyzowanych oczekiwaniach, którzy przyszli na spacer, a że coś sie dzieje, to zajrzeli i zagrali (albo i nie). Ja miałam sprecyzowane oczekiwania: chciałam zagrać w Gamedeca i Nehemiasza. I nie wiem jak mi się to udało, ale się udało :)

Nehemiasz (na premierę trzeba będzie jeszcze troszkę poczekać) jest oparty na worker placement – ale robotników stawiamy nie na planszy, lecz na kartach, które w trakcie gry się zmieniają. Kolumny nikną, karty/robotnicy mogą się zamieniać miejscami. Dodatkowo – aktywując swojego robotnika możemy wykorzystać robotników, którzy są „przed nami”, a którzy zostali już wykorzystani przez swoich właścicieli. Jeśli nie wykorzystamy swojego robotnika na czas, jego czas może nigdy nie nadejść, bo ktos inny wykorzysta swojego na końcu kolumny i sprawi, że kolumna (a z nią nasz robotnik) zniknie. Robotnicy – jak się pewnie domyślacie – generują nam dobra (czyli środki do uzyskiwania wpływów), wpływy (które potem się przekładają na punkty zwycięstwa) lub explicite punkty zwycięstwa. Gra ma ładną oprawę graficzną, niezłą mechanikę, a jednego czego nie ma, to… klimatu. Ale Reiner Knizia też robi gry bez klimatu i są tacy (np. ja) którzy się nimi zachwycają, wiec nie pozbawiajmy tej szansy Łukasza Woźniaka :)

dsc_0794Gamedec – no to jest gra z rozmachem. Graficznie i mechanicznie warta swojej ceny. Co prawda wygląda na to, że grając w Gamedeca na stoisku CDP.pl graliśmy w (prawie) zupełnie inną grę….. bo pod koniec okazało się, że robiliśmy wiele rzeczy, których robić nie powinniśmy, a nie robiliśmy tego, co należy. Ale mimo wszystko…. gra jest naprawdę warta zauważenia, zwłaszcza dla fanów Marcina Przybyłka. Ja jednak bardzo nie lubię kości…. a wiecie dlaczego? bo to one mnie nie lubią!  Czy tak trudno wyrzucić na dwóch kostkach (łącznie) 6 ? No więc, mnie się notorycznie nie udawało wyrzucić nawet czwórki! I tak przez całą grę.

Tak więc, nie lubię dice rolling, ale znam conajmniej dwie gry, w których rzut kostką nie jest bolesny. W Arkham Horror możemy odrzucić wskazówkę i przerzucić wybraną kość/kości. To samo w Alea Iacta Est – w trakcie gry zbieramy żetony, które umożliwią nam w odpowiednim momencie poprawienie rzutu. W Gamedec niestety rzut jest jeden i ostateczny. Nawet karty, które mają nam ułatwić rzut musimy zagrać przed rzutem, w ciemno. De gustibus non est disputandum – ale mnie to boli. W następnej grze spróbuję „poprawić” zasady rzutu na wzrór Arkham Horror :)

Planszówki w barwach kultury

Ze Stowarzyszeniem Barwy Kultury też można od czasu do czasu pograć w planszówki – np. w Centrum Promocji Kultury Praga Południe, a wczoraj w Muzeum Kolejnictwa. Zwykle jest mocno familijnie – Leonardo Games (my się dzięki tej imprezie zakochaliśmy w Letnisku i Magnum Sal), Ludoteka Roszada oraz gry Egmontu i/lub Granny. Wczoraj nie dotarlismy, bo konkurencję zrobiły:

dsc_0841Łazienki Królewskie

Nie ogarniam wszystkich imprez  – kto, kogo i dlaczego promuje, organizuje i przedstawia – ale miejsca kojarzę i tak się składa, że w Łazienkach Królewskich można było (i mam nadzieję, że jeszcze będzie) pograć od czasu do czasu w gry planszowe. Wczoraj było oryginalnie, bo można było pograć w (a nawet wygrać ;))…. Łazienki Królewskie.  Można było też odwiedzić obiekty muzealne i na własne oczy obejrzeć dzieła sztuki, które zdobywaliśmy w grze, a także posłuchać ciekawych historii na ich temat. Promocja promocją, ale jak na planszówkową imprezę przystało były też inne gry Egmontu. I wszystko to w ramach  Festiwalu Edukacji dla dzieci. I jak tu się nie cieszyć?

Planszówki na Narodowym

Jako, że impreza jest organizowana przez Stowarzyszenie „Rozwiń się” – to samo, które było współorganizatorem Kotła 2012 i 2011 (a były to bardzo udane edycje Kotła) – to liczę, że będzie co najmniej równie miło i ciekawie. Trzymam kciuki i nie mogę się doczekać!

Noc Muzeów

Choć to impreza na wielką skalę i zupełnie w innej przestrzeni kulturalnej – to i tutaj też zawitały planszówki. W planszówki historyczne można sobie pograć raz do roku (na wiosnę) w IPN-ie przy Marszałkowskiej. Jest w czym wybierać. Jest ktoś kto pomoże (dzięki temu udało mi się w tym roku wreszcie zagrać w Zimną Wojnę – i to z przyjemnością!). Można wypożyczyć upatrzoną grę, znaleźć stolik, a nawet towarzystwo do gry. Tylko dobrze radzę – przyjdźcie wcześniej, na początek imprezy, bo w środku nocy już się możecie nie dopchać do stolika ;)

Alternatywne spotkania planszówkowe

Szkoda, że były tylko dwie edycje – organizowane przez Replikator.pl – odkąd Replikator przeniósł się do Śródmieścia i utworzył w swoim sklepie miejsce do grania, skończyło się alternatywowanie :( a szkoda, bo było miło. Miło było przyjść ze znajomym, usiąść nad piwkiem za 5 złoty i zagrać w coś, co panowie z Replikatora przytargali w pocie czoła. A i lokal fajny. Panowie, może wznowicie te spotkania?

Środowe! planszówki …

i wiele innych spotkań dla krewnych i znajomych królika. Na środowych planszówkach w Cafe Zaraz Wracam akurat bywam, bo … znam królika (a poza tym jest fajnie), ale w Warszawie jest jeszcze tona innych spotkań np. jeden weekend w miesiącu na Rzuć kostką, poniedziałki w Chwila Club, czwartki na BUWie, piątki w Agresorze na PW, albo niemal codziennie z Ludoteką Roszadą. Tylko trzeba znać krewnych i znajomych krolika, albo nie być tak chorobliwie nieśmiałym….

 

reklama_piwa_bezalkoholowego-extra*) Ja tak obserwuję i widzę, i cieszy mnie to, że w Polsce tak popularne i lubiane jest  …piwo bezalkoholowe

 
Możliwość komentowania Piwo bezalkoholowe została wyłączona

Kategoria: Z kawką nad planszówką, Z notatnika Pingwina